Każdy zabija każdego, chyba że ktoś wcześniej zabił się sam. Z grubsza o tym jest ten film. Wszystkie z postacie to fanatycy, zboczeńcy, mordercy, sadyści lub dowolne kombinacje powyższych. Nie ma w tej historii żadnej "normalnie" zachowującej się osoby, która wprowadziłaby jakiś pierwiastek wiarygodności przedstawionego świata i pozwoliła w niego uwierzyć. Chciałoby się powiedzieć, że jest dobrze zagrany, gdyby było tu chociaż coś ciekawego do zagrania. Postacie są płaskie, szablonowe i raczej symboliczne, co akurat mógłbym zrozumieć, gdyby cała historia niosła ze sobą jakiekolwiek przesłanie (może ktoś mi tu pomoże?). Temat fanatyzmu religijnego mógłby być ciekawym kontekstem historii, ale w połowie opowieści widocznie znudził samych scenarzystów. Przez chwilę intryguje pastor grany przez Pattisona, ale tylko przez chwilę, bo po 2 scenach wiemy już o tej postaci wszystko i żadnej wieloznaczności nie ma co oczekiwać. To największe rozczarowanie. Przebrnąłem przez ten film zachęcony ocenami i czekając na "WOW". Nic z tego. Największą radość sprawiło mi samobójstwo Lenory. Bezmyślność i nieporadność tej postaci doprowadzały mnie do szału.
Szukałam takiego komentarza. Z ust mi wyjęte wrażenia po tym filmie. W uszach mi dudni od ciągłych wystrzałów i zastanawiałam się kogo tam jeszcze można zabić xD