Wygląda na to, że twórcy chcieli, żeby film spodobał się dwóm różnym grupom odbiorców. Z jednej strony wulgarny humor, którego można się było spodziewać, biorąc pod uwagę, że za scenariusz odpowiadali standuperzy, z drugiej trochę dramaturgii i powagi.
Czy wypaliło? Moim zdaniem częściowo tak. Sporo naprawdę fajnych żartów wynagradza te mniej trafione i niepotrzebne. Nie każdy musi lubić Abelarda Gizę, ale ci, którym odpowiada jego poczucie humoru powinni być raczej zadowoleni. Żałuję tylko, że proporcje między tym humorem a dramatyzmem są nierówne. Chętnie obejrzałbym "Juliusza" w nieco dłuższej wersji, ale za to z szerzej rozpisaną relacją głównego bohatera z ojcem. To jest poboczny wątek filmu, ale moim zdaniem najciekawszy. Poza tym Jan Peszek odegrał rolę ojca koncertowo, więc nikt by się chyba nie obraził, gdyby było go trochę więcej na ekranie.
Także koniec końców poziom "Dnia świra" nie został osiągnięty (nawet tego nie oczekiwałem), ale nie żałuję obejrzenia. :)
Aaa, bo myślałem, że stwierdzasz fakt i już chciałem pytać jak wyglądała ta scena, bo nie zostałem do końca napisów.
Krótko mówiąc pod ścianą budynku stoi Volvo z tym drzewem na dachu a na jednej z gałęzi jest animowane gniazdo w którym siedzi animowany ptak i ćwierka :)
Myślę, że Ci co znają scenarzystów nie są zaskoczeni humorem, ale czy zawsze w filmach musi być wszystko "takie grzeczne", nie sądzę. Uważam, że na taki film warto było czekać, odmiana od licznych komedii romantycznych. Oby więcej takich filmów.
Myślę, że znając scenarzystów miałem prawo oczekiwać czegoś zdecydowanie głębszego. Ja odebrałem ten film jako bardzo słaby. Żaden z wątków w tym filmie nie jest moim zdaniem fajnie poprowadzony i ciekawie rozwinięty. Oglądając ten film odnosiłem wrażenie, że oglądam zbitkę luźnych scenek (skeczów). Cholera, jestem bardzo zawiedziony tym co zobaczyłem bo oczekiwałem czegoś nieco wyższych lotów, niekoniecznie obracającego się wokół przyciasnego humoru.
Wybrałam się na seans przypadkiem, nie wiedząc kto napisał scenariusz, kto był reżyserem. Dawno tak się nie uśmiałam. Wulgaryzmów nie dostrzegłam, w końcu nie było przecinków "ku..a"itp. J
Pomieszanie dramatycznego wątku z ojcem i ogólnie komedii zdarzeń wydaje mi się optymalne, gdyby było to dzieło pisarskie nazwałabym go tragedią.Giza to nie von Trier czy Aronofsky. Zabawne dialogi, gra aktorska 5+, chillautowe 2 godziny w kinie na polskiej komedii, bez rozmyślań, czy wyjść już w jej trakcie projekcji, bo szkoda za bilet.