Nie rozumiem, dlaczego ludzie go hejtują i mówią, że jest słaba muzyka i film gorszy od pierwszej
części. Uważam, że muzyka jest epicka, jeden z najlepszych soundtracków, a film lepszy od jedynki.
Dla mnie ocenianie poszczególnych części jest trochę nietrafione ponieważ w założeniu reżysera to jest jedno dzieło i tak należałoby je odbierać. Obie części tworzą całość, która jest po prostu arcydziełem.
Proponuję każdemu obejrzenie wersji: Kill Bill: The Whole Bloody Affair.
Jest w tym trochę racji ale jednak sa to dwa filmy a nie jeden i różnią się wg mnie na tyle że można spokojnie wystawiać oceny "cząstkowe". Dwójka to już nie do końca to samo kino co jedynka , inaczej rozłozone akcenty, mniej fajerwerków itd.
Zgadzam się i uważam, że o wiele by to działało w obrębie jednego filmu, gdzie na finałowe starcie z Billem czekalibyśmy 4 godziny. Do tego (według chronologii filmu), po pokonaniu niemal wszystkich Japończyków jacy istnieją, dostalibyśmy w twarz od zmarnowanego Budda. A i rytm retrospekcji o wiele ciekawszy byłby w całości i obszerniejsza dekonstrukcja wykorzystanych gatunków. Wielka szkoda, że mamy części