Steven Knight zapomniał, że pisze adaptację "Great Expectations" Charlesa Dickensa i zamiast tego dał nam Tabu, sezon 2.
Tylko Olivii Colman udaje się wyjść z tego z nienaruszoną godnością, a i to ledwo.
Jedyną dobrą rzeczą byłoby stworzenie adaptacji zaktualizowanej do współczesnych czasów. Wtedy scenarzysta mógłby zrobić z postaciami i dialogami co tylko by chciał. Ale tak jak jest. Ta rozdęta, masywna hybryda wiktoriańskiej i "ostrego", nowoczesnego , przesiąkniętego slangiem języka , służy jedynie jako sześciogodzinna platforma dla osobistych fetyszy i obsesji scenarzysty Knighta. Zarówno dla niego, jak i dla widzów byłoby lepiej, gdyby po prostu przepracował to na terapii, zamiast przenosić to na scenariusz i wciągać w to biednego Charliego D.
P.S.
Wszystko jest tłumaczone z góry, jakby widzowie byli głupi. Po prostu okropne.